To było z rok temu, jak Remik był jeszcze noworodkiem i przyzwyczajaliśmy się do życia w czwórkę. Łucja przyszła do mnie rozżalona i spytała:
– Mamo czy jeszcze kiedyś zrobimy coś takiego bardzo, bardzo fajniusiego?
– Co takiego?
– Tak jak kiedyś. Że Ty będziesz pracowała na komputerze, a je będę oglądała na telefonie i będziemy leżeć razem w łóżeczku.
– Tak, tak zrobimy – mówię i dławi mnie w gardle.

Największe grzechy rodziców

Dławi mnie w gardle, bo nienawidziłam tak robić, bo myślałam, że moje dziecko na tym traci i robiłam tak tylko, gdy nie wyrobiłam się z pracą w czasie, gdy była opiekunka. My rodzice mamy mnóstwo takich momentów, które nijak nie przystają do tego co planowaliśmy, kiedy czujemy że nie jesteśmy w pełnym kontakcie, że zapychamy dziecko środkiem zastępczym, żeby zrobić coś pilnego. Włączamy bajki, żeby ugotować obiad, dajemy papier toaletowy do darcia żeby się załatwić, marchewkę do pobierania, kiedy gotujemy, pozwalamy na stworzenie krainy z poduszek na podłodze, żeby spokojnie pogadać z mężem i z mocno średnim zaangażowaniem patrzymy na to co robi dziecko. Czas, który może przynosić poczucie winy, że rodzic nie daje z siebie dość. A potem… potem dziecko przychodzi i mówi, mamo to było super gdy leżałyśmy w łóżku i oglądałam bajkę, mamo to była najlepsza zabawa właśnie wtedy, kiedy byłaś zajęta obiadem.

Równoległe spędzanie czasu

Jordan Shapiro pisze o czymś takim jak równoległe spędzanie czasu ze sobą. To jest to co robimy trochę obok siebie, ale będąc razem. Kiedy wymęczona siadasz wieczorem na kanapie obok swojego męża i każdy nurkuje w swój telefon i tylko od czasu do czasu mówicie: „O jaaa, zobacz to” albo „Nie no, co oni znowu za bzdury piszą”, „Ej przeczytałam coś ciekawego”. Takie bycie bez pełni uwagi, ale bycie razem mimo to. Coś co traktujemy jako gorsze, co piętnujemy czasem, a jednak coś co też karmi relacje, zostawiając jednocześnie przestrzeń. Dzieci to wiedzą lepiej niż my, i potrafią się tym cieszyć.

Zabawa, nie-zabawa

Różni rodzice mówili mi, że nie potrafią się bawić, że nie spędzają dość czasu z dziećmi. A potem w trakcie, kiedy gadamy okazuje się, że oni się bawią, że są razem tylko nie widzieli w ten sposób tego, co robili. Nie myśleli, że wspólne pieczenie ciasta, mycie okien i sprzątanie to może być zabawa, to może być wspólny czas. Widzę to kiedy mój roczny syn z wielką radością ładuje ze mną pranie do pralki. Przypominam sobie też ciepłe jesienne dni, kiedy układaliśmy drewno do kominka na zimę, a tata woził nas taczką w drodze po kolejne kawałki. I wiem, że takie chwile też budują więź.

Mamy tylko 24 godziny

24 godziny. Z czego część śpimy, część jemy, sprzątamy, robimy pranie, załatwiamy różne rzeczy, próbujemy złapać oddech. I niezmiernie ważne jest, żeby w nich zaplanować ten czas z dzieckiem, z partnerem, z samym sobą w którym choć przez chwilę jesteśmy tylko dla siebie. Żeby zmieścił się między tymi wszystkimi pilnymi sprawami. Żebyśmy mieli chwilę na to, żeby z pełną uważnością się zobaczyć, odpowiedzieć na swoje potrzeby, pobyć. Ale to nie jest porażka, że dużo z niego spędzimy trochę obok siebie – można być obok siebie z uważnością na siebie, dobrze się bawiąc albo tylko zerkając sobie przez ramię od czasu do czasu. Bo 24 godziny to mało. 

Zdjęcie:

 

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *