Ostatnie tygodnie to dość trudny czas dla naszej rodziny, w związku z tym, że zaczęłam pracę. Co prawda pracuję z domu i nie potrzebuję na to 8 godzin dziennie, ale to też niesie ze sobą pewne niedogodności.

W takim czasie łatwo o konflikty w rodzinie. Nie jest łatwo przeformułowywać nasze dotychczasowe przyzwyczajanie, a każde z naszej trójki musi to zrobić. Nie wiem czy da się bezboleśnie przejść przez takie momenty. Większość sygnałów, które widzę i słyszę w tej sytuacji mówią mi, że nie. Płyną z mojego ciała, domu, który nie jest tak uprzątnięty, jakby chciała, a przede wszystkim od mojej córki.

Poniżej parę luźnych myśli, o tym co nam pomaga w przechodzeniu przez czas zmian.

Świadomość przygody

W “Srebrnym Krześle” Lewis pisał, że przygody zawsze fajnie wyglądają z perspektywy opowieści i osiągnięć. Mniej przyjemne są, kiedy pada ci właśnie na głowę lodowaty śnieg i nie kąpałeś od dwóch tygodni.

Weszłam w ten nowy czas z silnym pragnieniem nowości i zmiany. Więc choć bywają dni, w których nie mam siły się kąpać, to staram się myśleć o tym, jako o przygodzie i mojej drodze dokądś (bo na pewno obecna praca nie jest tym, co chce robić już zawsze).

Szczere rozmowy

Jestem zdumiona szczerością i otwartością Łucji w tej sytuacji, która często wyraża wprost swoje emocje – nie chcę, żebyś pracowała, wolałabym być z Tobą, miałaś dla mnie za mało czasu. Czasem potrafi ująć do dojrzale i długo rozmawiamy. Kiedy indziej muszę mierzyć się z jej rozczarowaniem i gniewem.

Chwilowe zmiany w rutynie

Przez pierwszy miesiąc Łucja tak dotkliwie odczuwała niedobór czasu z mamą, że zaczęła znowu z nami spać. Mogliśmy się denerwować, że tak łatwo znika coś z trudem jednak wypracowanego, że to cofanie się w rozwoju, albo po prostu przyjąć, że ma teraz taką potrzebę. Zrobiliśmy to drugie i właśnie powoli wraca do swojego łóżka.

Wyrozumiałość dla samej siebie

Są dni, że okazuje się, że zwyczajnie nie mam sił ogarnąć wiele więcej niż absolutne minimum. Wysyłam teksty, ogarniam Łucję, wieszam pranie i kończą mi się zasoby energii, bo za wiele robiłam w poprzednie dni. Łatwo mi wtedy wskoczyć w spiralę wstydu czy oskarżania się, że obiad, że bałagan, że powinno być inaczej. Z drugiej strony mierząc się ostatnio z różnymi dolegliwościami zdrowotnymi, wiem że muszę bardziej na siebie uważać. I być bardziej wyrozumiała.

Intensywne, wspólne wykorzystywanie czasu wolnego

Kiedy spędzam z Łucją mniej czasu, czuję jak szybko mijają nam tygodnie. Dni nie dłużą się już niemiłosiernie i często pod koniec dnia mam niedosyt chwil z córką. Po 5 godzinach z opiekunką ona potrzebuje trochę czasu dla siebie i czasem kończy się tak, że mam wrażenie, że nie było między nami większej interakcji. Niezależnie do zmęczenia próbuję z nią wieczorami pograć albo poukładać. I z jeszcze większym zaangażowaniem planujemy ciekawy, rodzinny czas weekendowy. Że być ze sobą jak najwięcej, gdy czasu jest mniej.

Świadomość przekraczania własnych barier

Parę tygodni temu dzień, w którym musiałabym poradzić sobie z dzieckiem i napisać jeden tekst interpretowałabym jako trudny. Dzisiaj potrafię napisać 4 dość specjalistyczne artykuły w ciągu dnia, kiedy nie mam nikogo do pomocy nie umierając ze zmęczenia na jego koniec. Czuję, że się uczę i rozwijam, co o wiele bardziej mnie motywuje do tych trudnych zmian niż perspektywa wypłaty.

Nowy podział obowiązków

Dotychczas mieliśmy o wiele bardziej “szowinistyczny” układ w rodzinie. Trudno, żeby ten kto pracuje cały dzień wykonywał obowiązki domowe na równi z tym, kto jednak większość dnia jest w domu (tak, wiem, że wychowanie dziecka to też praca). Teraz przeformułowujemy powoli to podejście i tacie siłą rzeczy też się dostaje więcej zajęć w domu podczas tygodnia.

Świadomość, że moje dziecko rozwija się też beze mnie

Na przedszkole w tym roku chyba nie mamy, co liczyć, czego ja żałuję, bo chciałabym, że Łucja miała więcej kontaktu z innymi dziećmi. Zamiast tego mamy opiekunkę, która przynosi ze sobą codziennie wiele pomysłów na kreatywne spędzenia czasu. Wiem też, że pokazuje mojemu dziecko świat w trochę odmienny sposób niż ja, inaczej odpowiada na jej pytania i potrafi wzmacniać inne umiejętności. I bardzo mnie to cieszy, że w trakcie, kiedy ja zaliczam swój mniejszy czy większy „rozwój”, Łucja także poznaje nowy świat.

Dziękuję, proszę i uważność.

Podejście moglibyśmy mieć różne do tej sytuacji. Ja powinna uważać, że jest oczywistym, że teraz Bartek bierze o wiele większy udział w obowiązkach domowych, a on że skoro przychodzi ktoś do Łucji, to powinna mieć czas na jeszcze lepsze ich wykonywanie. Moim zdaniem takie myśli nie przynoszą nic dobrego i prowadzą do konfliktów. Lepiej jest skupić się na tym, co dzieje się w danej chwili.

Myślę o tym, jakie są moje potrzeby, słucham swojego ciała, kiedy mówi mi, że brak mi sił i nie boję się prosić o pomóc. Proszę nie dlatego, że mój mąż wyświadcza mi łaskę. Proszę dlatego, że to grzeczne (tak jak proszę o podanie soli kogoś na drugim końcu stołu). I jestem wdzięczna – nie dlatego, że uważam, że robi więcej niż powinien. Dlatego, że doceniam każdy wysiłek wkładany w to, żeby nasza rodzina dobrze funkcjonowała, nawet jeśli jest malutki i jest to schowanie zupy do lodówki, o czym ja zapominałam. Dziękuję za to.

Proszę i dziękuję, bo patrzę na nas, jak na ludzi, którzy mają swoje potrzeby, mogą być zmęczeni, sfrustrowani czy zagubieni, którzy uczą się nowych rzeczy i muszę przełamywać. Robię to, bo przyglądam się Bartkowi i wiem, kiedy zmywa albo usypia poza swoją kolejnością, choć wolałaby z pewnością oglądać samochody ma motto allegro. Dziękuję, bo widzę w tym miłość wyrażaną w trudnym czasie zmian. I mówiąc dziękuję reaguję uważnością, na jego uważność.

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *