Początek roku szkolnego i wszędzie gdzie się człowiek nie obejrzy artykuły i porady na temat tego, jak przygotować dziecko do przedszkola, jak ułatwić mu tam pierwsze dni. A na facebooku pełno epatujących radością matek, które zyskały te kilka godzin “wolnego czasu”.
U nas zgoła inaczej… Bo my właściwie Łucji wysyłać do przedszkola jeszcze jakoś przesadnie nie chcieliśmy. Z tym, że… ona bardzo chciała. Przedszkola nie dostaliśmy, więc w spokoju ducha przeżywaliśmy wakacje, aż tu nagle 1 września się okazało, że miejsce mamy. Łucja w dzikiej radości, że przedszkole, że dzieci, że zabawki, a rodzice mniej. Właściwie to jesteśmy przerażeni – ale jak to? Do przedszkola? Przecież jest jeszcze taka malutka! Dzisiaj nasza “taka malutka” córeczka poszła pierwszy raz, a ja wróciłam do domu czując skręt kiszek i żołądka oraz ból głowy – wszystkie dobrze znane mojemu ciału symptomy paniki 🙂
W zaistniałej sytuacji, całą moją rozległą wiedzę psychologiczną na temat “przygotowywania dziecka do pójścia do przedszkola” mogę, w kontekście naszej rodziny, włożyć między bajki. Głównie dlatego, że nie mieliśmy na to czasu, okazuje się, że moja córka żadnego rozbudowanego przygotowywania nie potrzebowała – starczyło parę odpowiedzi przed snem na pytania: “Co jeśli będzie pożar?”, “Kto po mnie przyjedzie?”, “Co jeśli do przedszkola przyjdą dinozaury/kosmici?”. Z lekkim niepokojem, ale bez problemu weszła w nową przygodę. Ja natomiast, z głębokim zdumnieniem odkryłam, że tym, kto tak naprawdę potrzebował przygotowania byliśmy my.
I tak pojawia się w mojej głowie kilka pytań… Ile z tych przygotowań dziecka na różne sytuacje wynika z potrzeb dziecka, a ile z moich własnych? Ile w tym jest uspokajania rodzicielskich lęków, a może nawet doopiekowywania się swoim wewnętrznym dzieckiem? Odkrywam po raz kolejny, przy nowym etapie rozwojowym mojej córki, że bardzo tego wiele. Myślę sobie też, że może jest tak, że w dużej mierze to one są potencjalnym źródłem problemów dziecka z różnymi sytuacjami, że hołdując pewnym własnym lękom, przygotowujemy dzieci w sposób na tyle niedoskonały, że zasiewamy w nich nieświadomie to samo?
Nie chcę oczywiście powiedzieć, żebyśmy dziecka nie przygotowywali, oczywiście że powinniśmy. Ale o tym pisać nie będę, bo mądre osoby pisały już nie raz, jak to dobrze zrobić (choćby tu ) . Od siebie dodam tylko, żeby robić to z uważnością, tak żebyśmy przygotowując dziecko dbali głównie o jego potrzeby, a nie swoje własne lęki.
Nie odpowiedziałam wprost na pytanie zadane w tytule, bo czując, co robi mój żołądek, chyba do końca nie wiem 🙂 Na pewno warto upewnić się, że dziecko samodzielnie radzi z czynnościami, które będzie musiało robić w przedszkolu i je ćwiczyć (jedzenie, załatwianie się, mycie rąk, ubieranie butów). Dopytać o niepokojące nas szczegóły wychowawczyń. Zostawić dziecko z kimś innym, choć parę razy, tak żeby przedszkole nie było pierwszą rozłąką. Ale to przecież tylko kropla w morzu naszych obaw. Możemy oczywiście zaglądać w głąb siebie, szukać skąd w nas pojawiają się takie czy nie inne lęki, i z pewnością wpłynie to pozytywnie na rodzicielstwo w naszym wykonaniu. Może nawet takie rozważania pozwolą pogodzić nam się z pewnymi sprawami, które ukształtowały w nas tyle obaw. Cokolwiek jednak byśmy nie zrobili i jak bardzo byśmy się nie przygotowali, to chyba każdy rodzic ze mną się zgodzi, że zamykając za sobą pierwszy raz drzwi przedszkola czuł trochę strachu; i to – choć smutne i nostalgiczne – to jednak poczucie dumy: “Moje dziecko tak szybko urosło”.