Rosnące dziecko stale się rozwija, stale się uczy i stale… ponosi porażki. O ile u najmłodszych dzieci nie postrzegamy tego w tej kategorii, bo zdajemy sobie sprawę, że żeby maluch zaczął chodzić, musi odpowiednią ilość razy klapnąć na pupę, o tyle im dziecko starsze, tym bardziej spodziewamy się, że w każdej nowej rzeczy, której będzie się uczyć takich “klapnięć na pupę” będzie coraz mniej. Im dziecko starsze tym łatwiej też zapominamy, że na naukę czegokolwiek – mówienia, rysowania, czytania, matematyki, nawet kontroli własnych emocji, dziecko potrzebuje czasu. Czasu wyznaczanego przez jego własny, wewnętrzny rytm. Brak natychmiastowych sukcesów często uważamy za porażkę. Podobnie zresztą mogą odczuwać małe dzieci, jeśli cechuje je wysoki poziom ambicji.

W zależności od tego, co sami uważamy za porażkę i jak do nich podchodzimy, podobnie będziemy reagować, gdy nasze dziecko znajduje się w takiej sytuacji. Przyjąć możemy kilka strategii, a to co zrobimy będziemy miało niebagatelny wpływ na nasze dziecko – jego motywację do dalszego rozwijania się, poziom lęku, strategie obronne w późniejszym życiu, sposób patrzenia na świat, własną samoocenę. Dlatego warto zastanowić się jak własnym zachowaniem i informacjami zwrotnymi kształtujemy kształtującą się osobowość.

“Nie wyszło? No co Ty, jest piękne!”

Pierwszym z często pojawiających się problemów jest bezbrzeżny zachwyt i sikanie ze szczęścia po nogach, nie ważne co by dziecko nie zrobiło. Choć mamy wrażenie, że dzięki temu wzmacniamy nasze dziecko i jego wiarę w siebie, to tak naprawdę kopiemy sobie dołek. Nawet małe dziecko doskonale wie, że nie wszystko w życiu jest super, piękne i wspaniałe. Zdążyło się już zorientować, że raz rysunek wychodzi mu lepiej, a raz gorzej. Jeśli, niezależnie od swoich osiągnięć, dziecko dostaje taką samą, przejaskrawioną informację zwrotną, to po pierwsze może nam przestać wierzyć oraz zwątpić w nasze zaangażowanie, a po drugie może się okazać, że będzie miało problemy ze skonfrontowaniem się z jakąkolwiek krytyką.

“Nic się nie stało.”

Zaprzeczanie sytuacji porażki. Dziecko chciało zbudować rakietę, narysować kota, ale nie wyszło. Przeżywa frustrację. A Ty przychodzisz i mówisz, że nic się nie stało? W ten sposób uczysz je zaprzeczać emocjom, których doświadcza i dewaluujesz cele, które postawiło i wysiłek, które podjęło.

“Po prostu jesteś na to za mały”

No tak, obiektywnie istnieją rzeczy, które trudno zrobić w pewnym wieku, przy pewnej masie ciała, albo wzroście. (Pisałam już o tym, między innymi tu.) Ale jest wiele rzeczy, których dziecko może się nauczyć, będąc teoretycznie “za małym”.  Taka postawa to dobra droga do zrażenia człowieka do podejmowania jakichkolwiek większych wyzwań.

“To nie Twoja wina, po prostu…”

Zaślepieni miłością, chcielibyśmy, żeby nasze dzieci nie musiały się babrać w niemiłym uczuciu, jakim jest poczucie winy, które mogłoby negatywnie wpłynąć na ich obraz siebie. Wtedy bywa, że nie chcemy mu pokazywać, co ono mogłoby zrobić lepiej. Bywa też tak, że sami mamy nierealny obraz własnego dziecka i nie chcemy przyjąć do wiadomości, że zwyczajnie “zawaliło”, albo że coś przerosło jego możliwości w danej chwili. Charakterystyczne dla takiej postawy jest przesuwanie odpowiedzialności z dziecka na czynniki zewnętrzne. Nauczyciel się uwziął albo robi za trudne sprawdziany. Rower jest za ciężki, za lekki, za zły. Kredki źle się w ręce trzymają, a inne malują zbyt słabymi kolorami. To prawda,zdarzają się sytuacje, gdy jesteśmy skazani na porażkę przez czynniki zewnętrzne, na które nie możemy mieć wpływu – i kiedy już są, warto pokazywać to dziecku. Życie według mitu, że “wszystko mi się uda, jak się będę bardzo starał” też przecież nie jest zdrowe. Ale ciągłe zwalanie winy na sytuację zewnętrzną, byleby tylko odciążyć dziecko (lub samemu się z czymś nie konfrontować) jest fatalne.

Po pierwsze uczymy dziecko postawy braku odpowiedzialności, nie ważne jak potoczy się sytuacja, to nigdy nie jest jego wina. Tym samym traci ono szansę na wyciąganie wniosków, szukanie kreatywnych rozwiązań, samodoskonalenie się. Ale jest jeszcze gorzej – długofalowo pozbawiamy naszego dziecka poczucia sprawczości i jakiejkolwiek motywacji do działania, bo przecież nic nie zależy od niego. Wspieramy rozwój osobowości w kierunku laleczki miotanej wiatrami losu. Dodatkowo, paradoksalnie, chcąc nie dopuścić do powstawania poczucia winy, wprowadzamy kategorię „wina” do jego świadomości w odniesieniu do kontekstu, w którym ona w ogóle nie powinna się pojawiać. Słabo nie?

“No nie, źle to robisz! Musisz zrobić, tak i o tak!”

Najlepiej wypowiedziane zanim dziecko jeszcze skończyło i najlepiej wyrwać mu tę kredkę czy kluskę śląską z dłoni, i zrobić za nie. Efekt murowany, że dziecko nic nie będzie potrafiło w życiu zrobić bez silnego przywódcy, który mu zademonstruje i wyda konkretne polecenia. O utracie motywacji do działania nie wspominając. Dobry pomysł jeśli chcesz, żeby jako dorosły utknął na całe życie na średnim szczeblu w korporacji, zły jeśli zależy Ci, żeby kiedykolwiek przetkał rurę od odkurzacza nie dzwoniąc przy tym trzy razy do Ciebie.

“Przyznaj się co źle zrobiłeś?”

Albo jeszcze gorzej – wyliczenie dziecku jego błędów. Ma być konstruktywna krytyka, ale niestety zostaje tylko druga połowa tego pięknego założenia… Wrzucamy w dziecku na głowę zbyt wiele na raz, rozliczamy go, wpędzamy w poczucie winy, obniżamy poczucie wartości – jednym słowem wdeptujemy w ziemię.

 

Dobre intencje

Przebiegam jeszcze raz wzrokiem przez tą wielką wystawę wstydu i hańby, którą dla Was stworzyłam i myślę sobie, że za każdą postawą, kryją się dobre intencje. Chęć, żeby dziecko dobrze sobie radziło w życiu, albo dobrze czuło ze samym sobą. I to są wszystko naprawdę piękne założenia, które powinny nam towarzyszyć. Szkoda tylko, że w tak koślawy sposób je realizujemy. Tymczasem każdą z tych postaw wystarczy trochę zmodyfikować, uzbroić się w artylerię zdrowej i pełnej miłości komunikacji, żeby móc je dobrze wykorzystywać. I o tym napiszę jeszcze osobno następnym razem.

 

Porażki rodzica w pomocy dziecku…

Teraz łapiesz się na tym, że trzy dni temu właśnie tak zdarzyło Ci się mówić do swojego dziecka. Jaki jest Twój pierwszy odruch w myślach? Druzgoczące poczucie winy, że nie jesteś dobrym rodzicem? Myśl, że to nie ma przecież żadnego znaczenia? Usprawiedliwiające poklepywanie się po ramieniu – byłam taka zmęczona? Myśl, że to Twoje pierwsze dziecko i nie mogłaś jeszcze wszystkiego wiedzieć? Coś Ci to przypomina? To może być cenna wskazówka w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie do kształtowania jakich postaw masz tendencje.

 

 

Na koniec jeszcze taka uwaga – kształtowanie trwałych postaw nie odbywa się w sekundę i pod wpływem jednego epizodu (chyba, że mówimy o traumach). Jeśli zdarza Ci się od czasu do czasu popełnić błąd, użyć nie takich słów lub sposobów to naprawdę nie musisz się teraz zamartwiać, że skrzywiłeś dziecko na całe życie 😉  Najgorsze jest stałe i kurczowe trzymanie się jakiegoś szkodliwego schematu działania.

 

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *