Do Łucji zaczęła przychodzić na parę godzin opiekunka, żebym mogła pracować. Pierwszego dnia była bardzo marudna i złościła się na mnie, że nie chcę jej kupić zabawki. Dzisiaj jest drugi dzień, wróciły z czterogodzinnego spaceru i było fajnie, widziały wiewiórkę i jadły lody, ale Łucja ma ewidentnie zły humor. Czeka, aż ugotuje się makaron do rosołu i na mnie warczy. Rozumiem, że nowa sytuacja, ale ona warczy i warczy.
Siadamy do stołu i dostaje kolejnym opryskliwym hasełkiem.
– Co się dzieje? – pytam najbardziej neutralnie jak potrafię
– Nic – odpowiada mi cichy pomruk z głębi brzucha
– Jesteś na mnie zła?
– Mmmm – trochę głośniejszy pomruk z jeszcze głębszej głębi.
– Bo?
– Już mnie nie kochasz – odpowiada mi ciche, lekko żałosne mruknięcie z najgłębszych głębi wszystkiego.
– A. – I nawet, o dziwo, nie włącza mi się typowy schemat myślenia oparty na “Ty mała smarkulo – ja Cię 9 miesięcy – a potem kolki – usypianie – jestem przecież dobrą matką – weź się wypchaj”. Nie pęka mi też serce na pół, ani nie myślę, co zrobiłam źle. Próbuję myśleć nią.
– Przecież bardzo cię kocham i zawsze będę cię kochała. – mówię i dodaję jeszcze – No i bardzo lubię z tobą być.
– Ale nie byłaś ze mną w parku. Była wiewiórka i Ty nie byłaś. Oddałaś mnie opiekunce. – I trochę mi przykro, dlatego że lubię z nią karmić wiewiórki. A trochę dlatego, że wcale nie lubię placów zabaw i że cieszę się z tych chwil, kiedy mogłam spokojnie popracować.
– A jak myślisz dlaczego byłaś dzisiaj z nią, a nie ze mną na spacerze?
I tutaj następuje kilkuzdaniowa wymiana zdań, nie warta przytaczania, o tym dlaczego pracuję, czy wolę pracować i co ona wolałaby robić, kiedy pracuję i że w gruncie rzeczy to fajnie się bawiła z opiekunką. Ale Łucja ciągle jest naburmuszona.
– To, co wierzysz mi już, że cię ciągle kocham? – pytam na koniec
– …
– To nic złego kochanie, każdy czasem może się tak poczuć.
– Nie czasem!
– Tylko cały dzień?
– No tak, że już mnie kochasz.
– A mogę ci jakoś pomóc na to?
– Nie!
– A jakbyśmy spędziły razem trochę czasu? Czy to by pomogło?
– I się pobawiły?
– No.
– No to tak.
No i właśnie, kochani. Pięciolatek może już nie powie, dwulatek jeszcze. Ale jeśli twoje dziecko jest bardzo marudne po żłobku, przedszkolu czy opiekunce, to może właśnie się tak czuje? Że już mnie nie kochasz, nie chcesz, oddałaś, wolałaś pracować? Może zamiast sobą, pomyśl przez chwilę nim i spróbuj zrozumieć czego potrzebuje? I właśnie wtedy, powiedzenie “kocham cię”, to może być za mało, właśnie wtedy trzeba pobyć razem.
Co zrobiłyśmy? Nie tak wiele. Po zupie Łucja chciała oglądać bajkę, więc wzięła mój telefon, a ja dokończyłam pracę. A potem spotkałyśmy się naprawdę w dużym pokoju. Łucja z wciąż naburmuszoną miną segregowała swoje brokatowe pisaki, a ja leżałam na kanapie.
– To co, chcesz się pobawić w siłowanki?
– A co to są… te twoje głupie siłowanki? – spytała wciąż obrażona
– No wiesz, takie zabawy w przepychanie. Że złość czasem wychodzi. – przybiegła natychmiast i przepychałyśmy się po kanapie i ściskałyśmy. I było w tym dużo, śmiechu i radości, ale też trochę jej agresji – prób gryzienia i ciągnięcia za włosy. Ale złość powoli ustawała. Aż się zmęczyłyśmy.
– Może teraz pobawimy się w dzidziusia? – spytałam, a jej oczy aż rozbłysły. I przez chwilę ją tuliłam i nosiłam, a potem poszłyśmy sprzątać w pokoju i bawić się w Piotrusia Pana i Dzwoneczka, który zamknął się w szufladzie. I było fajnie, naprawdę fajnie. Wrócił tata, magicznie wyczuwając moment – z nowymi nożyczkami i kolorowanką z kucykami Pony, a Łucja zapytana stwierdziła, że już wie, że ją kocham.
No coż, bardzo ładnie wybrnęłaś ,prócz tego że brakuje ci pare włosów więcej niż planowo 😛 a pani psycholog to do zawodu oczywiście wróciła ,tak? Mam nadzieje ,bo jako psycholog jesteś super.
do zawodu mam nadzieję, że już niedługo, na razie poszerzyłam pisanie artykułów 😉 dziękuję, cieszą mnie takie słowa od Ciebie 😉