Ta historia zdarzyła się naprawdę, już prawie 5 lat temu. Opowiada o tym, jak zabawa pomogła nam wyjść z podbramkowej sytuacji, kiedy nie pomagało ani uwzględnianie emocji ani mówienie osobistym językiem i robienie przestrzeni na autonomię dziecka. Pomogły za to wygłupy.

Jest około 10.30 i chcę wyjść na badanie krwi (na czczo). Moje dziecku leży w łóżku oglądając bajkę. Przynoszę ubrania i mówię:
– Muszę zrobić badanie krwi, chodźmy ok?
– Ale to jest bardzo fajny odcinek i chciałabym go pooglądać do końca
– A ile zostało? – sprawdzam, że jeszcze 10 minut. – To dla mnie za długo. Chcę iść jak najszybciej, bo potem będzie mi słabo, bo nie mogę jeść. To jest fajny odcinek i to dla mnie ważne – mówi płaczliwie.
– Ok, to go zablokuj, żeby Ci się nie wyłączył i doglądasz potem, a teraz chodźmy.
– No dobraaaa. – patrzy na ubrania i stwierdza – Ale ja chcę iść w tych spodniach. Ma na sobie piżamowe polarowe spodnie, które od biedy mogą uchodzić ze dresy.
– Dobra. – przebieramy koszulkę, biorę do ręki skarpetki, ale jej wzrok pada na leżące obok moje, w pingwiny. 
– Chcę te – oświadcza tonem nie znoszącym sprzeciwu.
– Nie zmieszczą Ci się nogi do butów. Ubierzesz sobie je potem w domu. Chcę iść teraz. 
– Chcę te, chcę te, chcę te – powtarza do znudzenia. Jeszcze nie ma napięcia między nami, ale wiem, że jesteśmy już blisko. Pojawia mi się myśl na temat tego, że poziom cukru mi ciągle spada.

Wtedy Biorę do ręki jedną z jej skarpetek.
– Chcę te, chcę te, chcę te! I ubieram ją sobie na dwa palce u stopy. – Mamo! Chcę te! – wykrzykuję piskliwym głosem. Łucja parska śmiechem.
– Chcę te, chcę te i żadne inne – marudzę.
– Kochanie – mówi moje dziecko głosem będącym kwintesencją cierpliwości i troski – one są już na Ciebie za małe.
– Nie chcę, żeby były za małe! Chcę te i w nich pójdę! I nie mów, że obetrę stopy! – jęczę
– Kochanie – wzdycha – Musimy już wychodzić. Nie mogą być skarpetki z pingwinkami? 
– No dobraaaa – używam jej tonu łaskawcy, a ona ubiera mi moje skarpetki, które dotychczas trzymała kurczowo w ręce. Śmiejemy się do łez.

A potem już wychodzimy szybko. W dosłownie trzy minuty zbieramy wszystkie rzeczy, bez targowania się o zabranie najcięższej przytulanki w domu na spacer i buty. Napięcie wychodzenia i pośpiechu zostało za nami, za kaskadą śmiechu, absurdu, czystej zabawy.

P.S. Właśnie odkryłam, że skarpetki z pingwinkami mam do dzisiaj i że mała stopa do nich dorosła!

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *