Wycieczki i wyjazdy pod namiot nieodłącznie wiążą się z przygodami, a przygody – z dużą dozą nieprzewidywalności. Jeśli połączy się z to z dziećmi, szczególnie takimi jak Łucja, to możemy być pewni, że nasze wycieczki i biwaki będzie cechowała nieprzewidywalność podniesiona do kwadratu 🙂
Zabranie najpotrzebniejszych rzeczy jest bardzo istotne, ale w obliczu wszystkiego, co potencjalnie może nas spotkać, może się okazać, że nasze pieczołowicie przygotowywane zasoby są niewystarczające. Podobnie jest z dokładnym planowaniem wyjazdu – napotkane sytuacje mogą nas zupełnie zaskoczyć. Dlatego uważam, że podczas wycieczek i biwaków najważniejsze są elastyczność, kreatywność i odrobina pomysłowości oraz dobry humor. Oto kilka sytuacji, które nie są nam obce:
Złe miejsce
Przyjeżdżacie na wcześniej upatrzone i starannie zaplanowane miejsce. I guzik. Brzydko. Brudno. Bezpośrednio przy drodze (choć to na ogół można wykluczyć przy użyciu Google Street View). Ktoś już tam jest – i to ktoś z kim raczej nie chcesz przebywać w towarzystwie dzieci – na przykład grupa młodzieży, która już o 17 ma mocno w czubie.
Powodów może być wiele, ważne co robić dalej. Możecie tam zostać i się męczyć. Albo wrócić do domu, znosząc nawzajem swoje rozczarowanie i złe humory. Albo… szybko znaleźć inne miejsce. Może to wymagać przejechania kilku kilometrów w poszukiwaniu zasięgu i więcej niż kilku na nowe miejsce, ale na pewno jest najlepszą opcją w tym przypadku.
Brzydka pogoda
Niby możemy korzystać z prognoz pogody. I niby korzystamy, ale to wcale nie wyklucza przykrych niespodzianek. Ja polecam Mapy Meteo, bo bardzo dobrze sprawdzają się przy lokalizacjach leżących dalej od większych miast i pomagają zobaczyć czy jakaś zbłąkana, uporczywa chmurka nie będzie krążyć nad wybranym przez nas miejscem. Prognozy pogody nigdy jednak nie działają w 100%.
Nie dalej jak w czerwcu pojechaliśmy pod namiot i powitała nas upiornie zimna mżawka i 9 stopni Celsujsza o 18. Siedzenie przy ognisku przez pół wieczoru i noc w namiocie z dzieckiem były zdecydowanie złym pomysłem w tej sytuacji, więc znaleźliśmy na szybko jakiś nocleg.
Ale jeśli temperatura jest w miarę sprzyjająca, nie ma bardzo silnego wiatru ani koszmarnej ulewy pomysłów na zabawy w delikatnym deszczu i namiocie jest wiele.
“Nie chcę tego jeść”
Kiełbaski i ziemniaki z ogniska są smakiem mojego dzieciństwa i nie do końca rozumiem, że ktoś może nie chcieć ich jeść (mimo okresu wegetariańskiego w moim życiu, w którym i tak zawsze miałam ochotę na kiełbaskę z ogniska). No więc eureka – dzieci nie zawsze chcą. Podobnie z jedzeniem z kociołka.
A Ty jesteś na jakimś głębokim zadupiu, 20 km przez las od najbliższego sklepu. . I tutaj elastyczność działa na dwa sposoby. Po pierwsze trzeba mieć coś innego do jedzenia. Po drugie pozwolić sobie na to, żeby dziecko przez dzień czy dwa żyło na bułkach, słodyczach i owocach. Pocieszające jest to, że z każdym kolejnym wyjazdem Łucja coraz chętniej korzysta z biwakowych przysmaków (ostatnio zupę zrobioną ziemniaków, cebuli i kiełbasy), a my coraz lepiej wiemy, co zabrać jako opcję awaryjną.
“Boję się/ nudzi mi się”
Siedzicie już przy ognisku, jest niezwykle przyjemnie i właśnie powinno rozpocząć się odpoczywanie, gdy dziecko zaczyna marudzić. Boję się, nie chcę tu siedzieć, jest mi niewygodnie, jest za ciemno. I nie ma czemu się dziwić, bo to zupełnie nowa sytuacja, zupełnie inne warunki niż te, do których jest przyzwyczajone. U nas sprawdzały się:
wyjęcie fotelika z auta, żeby mogła siedzieć w bardziej “znajomej” przestrzeni (ze dwa razy nawet w nim usnęła)
własna podusia i ukochany Piesio
opowieści przy ognisku
szybsze udanie się spać
przytulanie
gry w zagadki
zabawa latarką
W ostatni weekend wysiedzieliśmy w trójkę do północy oglądając gwiazdy i opowiadając mniej i bardziej dziwne historie.
Braki w wyposażeniu
No i tu może być duży problem. Część rzeczy przy wystarczającej dozie kreatywności można zastąpić, ale z innymi może być trudno. Mieliśmy taką sytuację, że znajomy nie miał okrycia i materaca. Nie zrezygnowaliśmy z biwakowania, a dzielni mężczyźni survivalowo spali pod naszym zapasowym kocykiem. Nie była to najbardziej komfortowa noc w ich życiu, ale nikt nie żałował tego wyjazdu.
Atak komarów
Nad jeziorem Niesłysz rozbiliśmy się w dość zakrzaczonym miejscu i ilość komarów była niewyobrażalna. Ani płyny odstraszające komary ani dymiące dzień i noc ognisko nie pomagały. Ostatecznie przesiedzieliśmy najgorszy okres, czyli zmierzch w aucie, a namiot rozbiliśmy po zmroku. Większość soboty i niedzieli musieliśmy przesiedzieć w słońcu, co poskutkowało niezwykle mocną, jak na początek czerwca, opalenizną. Podczas spaceru przez las odganialiśmy się natomiast dużymi liśćmi.
Nagły napad zmęczenia
Źle zaplanowana trasa, delikatne zabłądzenie i to, że nie wzięłam pod uwagę aktualnego stanu zdrowia sprawiły, że mieliśmy problemy z powrotem do miejsca biwakowania. W końcu ja spędziłam bardzo przyjemny wieczór z Łucją na miejskiej plaży, podczas którego tata samotnie udał się po samochód, żeby nas odwieźć.
Zwierzęta zjadające jedzenie
Zdarzyło nam się to więcej niż raz, nawet więcej niż dwa. Także uwierzcie, jeśli śpicie w lesie i zostawicie jedzenie na wierzchu to jest prawie pewne, że was też spotka. Dodam, że dla wyposażonych w pazurki cwaniaków szczelnie zamknięte opakowania i zawiązane worki nie są żadną przeszkodą. I chociaż fajnie się w nocy nasłuchuje i miło potem opowiada, że w nocy przyszła wydra i zjadła pozostawione pieczone jabłko, a list ukradł kiełbaski i zrobił przed namiotem kupę, to wesoło jest dopóki sprawa dotyczy tylko jabłka, a nie zaplanowanego śniadania.
Wypadki
Ugryzienia owadów, uderzenia, oparzenia, zgnieciona noga, poparzenie pokrzywą, przecięcie skóry. To wszystko może się stać. Podczas jednego wyjazdu musieliśmy Łucję nosić, bo potłukła sobie nogę (w domu przeszło jak ręką odjął). Na wypadki najlepiej pomaga dobry humor i apteczka, wiadomo przecież, że plaster jest najbardziej uniwersalnym lekiem na wszystkie dziecięce dolegliwości.
Zbędne ryzyko?
To prawda, że wycieczki i biwakowanie niosą ze sobą pewne ryzyko. Niewygód, trudności, czasem nawet realnych niebezpieczeństw. Ja uważam, że mimo to warto na nie jeździć (o tym może kiedy indziej). A nawet – że właśnie dlatego warto na nie jeździć. Myśląc o tym, jak mnie samą rozwinęły wszystkie nasze (nie zawsze miłe) przygody, jestem pewna że moja córka też czerpała z nich niezwykle wiele dla swojego rozwoju.
Kiedy nadchodzi nieprzewidywalne uratować sytuację może dobry humor i przemyślenie sytuacji. Odrobina elastyczności i kreatywności prawie zawsze pozwalała nam znaleźć wyjście z sytuacji. 🙂