Stoję schowana w drewnianej osłonie na śmietniki i wstrzymuję oddech. Trochę tam śmierdzi i nie chcę, żeby usłyszał mnie ten kto mnie szuka. Kiedy brakuje mi tchu przyciskam nos do szorstkiego, świerkowego drewna i powoli wciągam powietrze razem z zapachem żywicy i farby. Zastanawiam się czy zajrzą do śmietników. Może jak rzucę kamień na drugą stronę to nie, może odwrócę uwagę. W książkach przygodowych zawsze się tak udaje. Ale na razie nikogo nie ma. Osiedle jest duże i mnóstwo na nim kryjówek, choć z jakiegoś powodu zawsze wybieramy te same. Zabawa nie jest zbyt udana, gdy wybierze się za dobrą. Zaczynam się niecierpliwić, jest lato i południowe słońce zagląda nawet do tych osłoniętych śmietników. W końcu słyszę z daleka głosy i wiem, że łapią już co najmniej we dwoje. Napinają mi się mięśnie, przyjemnie mobilizująco żeby biec, serce trochę przyspiesza i czuję radość ze swobodnej zabawy.

Swobodna zabawa

Serce mi czasem pęka, kiedy myślę o tych wspomnieniach, których moje dzieci nie będą w dzielić ze mną, a jeśli już to w małym odsetku. I nie tylko mi, kiedy obserwuje Richarda Louva, Petera Graya albo profil Free Range Kids wszyscy zgodnie ubolewają nad tym jak wiele wolności odebrano dzieciom. Nad tym, że swobodna zabawa, która jest podstawą budowania wielu kompetencji nie jest stałą częścią dzieciństwa.

Kiedy wyglądam przez okno mojego mieszkania w mieście na dworze nie ma dzieci. Na osiedlu w małym mieście, w którym się wychowałam mój dwadzieścia lat młodszy brat ciągle bawi się z sąsiadami. Może mniej niż my, najstarsi, ale też mniej ma towarzystwa niż my mieliśmy i bardziej ostrożnych rodziców. Wstrzymuje mnie to przed zbyt pochopnymi sądami rodem z demotywatorów o tym, że pokolenie lat 80 z radością nawet na trzepaku się bawiło, a teraz przez te elektroniki to gówniarze dupy z domu nie ruszą. Nie lubię zero-jedynkowych interpretacji rzeczywistości, a nowe techologie zawsze były najłatwiejszym kozłem ofiarnym. Przyczyn tego, czemu śmiech dzieci nie wypełnia dziś podwórek jest dużo i komputery/tablety nigdy nie będą dla mnie wiodącą.

Strach rodzica

– Chciałabym pójść kiedyś sama do sklepu albo na spacer – mówi moja pięciolatka rozmarzonym tonem, a ja czuję, że sztywnieje na samą myśl. Ale jak to sama? Że sama zejść trzy piętra po schodach, wyjść z bloku, przejść przez osiedlową uliczkę i 30 m do sklepu?! Mój umysł podpowiada mi wizje wszystkich możliwych tragedii, które mogą się wydarzyć, a potem pojawić na okładce faktu zaraz obok mamy Madzi i tego faceta co nieopatrznie dziecko pod namiot wziął do parku i ich znaleźli policjanci. Gadamy o tym, ale ja trochę z takim nastawieniem jakbyśmy mówiły o skoku na spadochronie. Mija parę tygodni zanim znajduję w sobie odwagę. Stoję z Remikiem w wózku pod wejściem do bloku, wręczam jej dychę i mówię:

– Idź sobie coś kup. – Jej oczy rozświetlają się nagłym błyskiem. Patrzy uważnie na ulicę i rusza pędem. Nie ma jej nie wiem czy trzy minuty. Mega długie trzy minuty, w trakcie, których znalazłam najbardziej optymalne miejsce, z którego widzę wózek i tyle drogi do sklepu ile się da. Wraca w podskokach z gazetką z nowym Pet Shopem.

– Mamo! Mamo! Wow! Ale dzięki! I nawet resztę mam, zobacz!

Dociera do mnie mocno, że nawet ja tak mam. Choć wolność jest dla mnie często na pierwszym miejscu, choć jestem skłonna ponosić ryzyko, żeby ją mieć to nawet ja dałam się temu porwać. Choć sama miałam bardzo dużo wolności i mogłam chodzić sama po lesie, pływać sama w jeziorze, włazić na drzewa, wspinać się na balkon po piorunochronie i znikać na pół dnia na osiedlu albo w mazurskim lesie i choć uważam to za najpiękniejsze kawałki mojego dzieciństwa, to już teraz wiem, że nie potrafię tego dać w takim samym stopniu moim dzieciom, bo za bardzo boję się o ich bezpieczeństwo. A nawet jeśli rozpracuje przekonania, które stoją za tym strachem, nawet gdybym przygryzła wargi i wypuściła ją na dwór pod blok, to po co? Nikogo tam nie znajdzie.

Roblox

-Ej mamo, schowałam się! Chyba mnie nie widzą! – wykrzykuje Łucja z kuchni, gdzie siedzi z laptopem i w coś gra od paru minut. Sprzątam i jeszcze nie sprawdziłam w co, więc słucham jednym uchem. Słyszę przede wszystkim wielką ekscytację. Dzieje się jakaś przygoda.
– Kto cię nie widzi?
– Złodzieje. Jestem w drużynie policjantów i schowałam się, żeby ich złapać.
– A, a. Ale że co to za gra?
– Mamooo… no jak możesz nie wiedzieć. Roblox przecież.
– A. Nie wiedziałam, że w robloxie też są policjanci i złodzieje.
– Nooo są. – ostatnie wypowiada mniej obecnie, skupia się na ekranie. Coś się tam dzieje, wycofuję i się sprzątam dalej. Co chwilę słyszę jej podniecone komentarze, nie wiadomo czy do mnie czy po prostu głośno myśli. O nie, nie, uciekł z więzienia! Wypuścili go. No łapcie ich! Czemu muszę wszystko robić sama?!

Nie znam za bardzo robloxa. Pokazał go jej mój brat, a ja nigdy nie znalazłam czasu, żeby dość głęboko poznać wszystkie jego możliwości. Ale znam te emocje, czyste najprawdziwsze doświadczenie. Pamiętam je z mojego osiedla i z wakacji. Pamiętam jak w chłodną sierpniową noc pilnowałam więzienia położonego w zagłębieniu pod kilkoma sosnami, otoczonego kołem z szyszek, jak nic się nie działo i spojrzałam na księżyc i właśnie w tym momencie wszystkich uwolnili. Znam te emocje. Znam tą zabawę i jej zasady. Znam skrypt. Wiem czego uczy. Uśmiecham się.

Nowa swobodna zabawa

W bardzo, bardzo dużej części odebraliśmy dzieciom możliwość swobodnej zabawy. Nasz strach jest potęgowany przez złe wiadomości, które przecież dużo łatwiej nagłaśnia się niż historię o chłopcu, który sam wrócił do domu ze szkoły i nic mu się nie stało. Podpiera go prawo, które nie pozwala nam zostawić kilkulatka samego w domu, żeby na chwilę wyskoczyć do sklepu. I filmiki i memy na facebooku “o złych madkach”. Więc coraz mniej dzieci bawi się na dworze, na pewno w miastach. A my żeby sobie ulżyć mówimy, że to przez te komputery i tablety, choć tak naprawdę to my ich nie wypuszczamy.

Naszczęście dzieci potrafią sobie dobrze radzić i gdy blokuje się im jedne możliwości do rozwoju, to znajdują inne. I też znalazły. Emigrowały. Z podwórka z trzepaka, z osiedla przeniosły się… do gier online. Do świata nie zbadanego przez ich rodziców, w równym stopniu jak moi rodzice nie wiedzieli co robimy na osiedlu – że wciskamy się przez płot do sąsiada kraść poziomki, chowamy w łyżce koparki i chodzimy nad rzekę “tam gdzie głęboko”. To jest miejsce, w którym mogą odzyskać swobodę i bawić się. Często dokładnie w to samo w co my się bawiliśmy. Miejsce gdzie realizują potrzeby i rozwijają kompetencje, które zabraliśmy im razem ze swobodną zabawą na dworze.

Nie zabierajmy im też tego.


TU O tym dlaczego możesz się mniej bać o kontakt Twojego dziecka z ekranami, czyli najczęstszych mitach.

Photo credits

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *