Jednym z najczęstszych pytań rodziców, kiedy konsultują się w sprawie trudnej adaptacji, które otrzymuje jest “Czemu to tak ciężko idzie, przecież się przygotowywaliśmy, rozmawialiśmy jak będzie i czytaliśmy książeczki?”. No właśnie czemu? Myślę sobie o tym, że do naprawdę sporej części wydarzeń w życiu nie jesteśmy w stanie przygotować się teoretycznie. Przeczytałaś milion blogów i poradników, poszłaś na szkołę rodzenia i co dalej poród nie był łatwy? I pierwsze tygodnia bycia mamą? 

To nie znaczy, że nie warto się przygotowywać do tego, co jest przed nami i że nie warto dziecka wspierać jeszcze przed pójściem do żłobka czy przedszkola. Pewnie, że tak. Ale dobrze jest mieć świadomość tego, że nie ważne ile nie zrobimy przed, nic nie dam nam gwarancji bezproblemowej adaptacji, w której nikomu nie będzie trudno. Gdyby mogło zupełnie nie być trudno, to od sierpnia facebook nie szalałby o tym, jak można wesprzeć dziecko w adaptacji, a połowa moich konsultacji we wrześniu nie dotyczyłaby tego tematu. 

Dlaczego samo przygotowanie do adaptacji nie sprawia, że będzie łatwo?

Po pierwsze dlatego, że nikt z nas nie wie, jak to będzie. I dziecko też nie wie, jak to będzie, niezależnie od ilości przeczytanych książeczek, obejrzanych bajek i wysłuchanym historii. I że potrzebuje czasu na to, żeby odkryć, jak to będzie.

Po drugie, bo podstawą adaptacji jest to czy dziecko nawiąże relację z opiekunem, a tej relacji nie ma najczęściej jak nawiązywać, zanim rozpoczniecie proces adaptacji w w placówce. Na zbudowanie tej relacji potrzeba wspólnie spędzanego czasu i raczej trudno to magicznie przyspieszyć. 

Wreszcie dlatego, że okazuje się że życie całej rodziny się zmienia. I bardzo często wszyscy trochę za tym tęsknią. Bardzo mało jest takich małych dzieci, które gdyby im dać wybór pomaszerują do przedszkola, zamiast zostać z mamą w domu. Dlatego adaptacja do przedszkola to nie tylko czas przyzwyczajania się do nowego, ale żegnania starego. Dla dziecka i dla rodziców. I bywa, że naprawdę trochę go potrzeba, żeby się odnaleźć w nowej w rzeczywistości, opłakując się i rozstając ze starą. 

Żałoba

Czy można się cieszyć na nowe i smucić starym? Cieszyć, że wracam do pracy, ale czuć że tracę czas z dzieckiem? Cieszyć, że idę do kolegów i zabawek, ale tęsknić za rodzicem dostępnym cały czas? Tak rzadko nasze odczucia w stosunku do tego, co nas spotyka są jednorodne i nieskomplikowane. Najczęściej, że pozwolić odejść staremu, potrzebujemy przejść przez żałobę, a najłatwiej przez nią przejść w towarzystwie i pozwalając sobie na nią. 

Więc może wszystkim byłoby łatwiej w tej adaptacji, żeby zamiast się zastanawiać się czemu książeczka nie zadziałała, zastanowić się co mi, rodzicowi, to robi? Z czym się żegnam? Z czym mi trudno? Za czym będę tęsknić? I co się dzieje mojemu dziecku, że mu tak trudno? I może wtedy zrobić miejsce na ten smutek, który nas ogarnia, że nagle codziennie rano się mamy rozstawać, że zrezygnowaliśmy ze starych rytuałów, że w zasadzie całe nasze życie się wywraca właśnie do góry nogami? Zrobić miejsce na to, że to okej, że mi trudno, że dziecku jest trudno i że wszyscy po prostu potrzebujemy czasu. Czasu już w trakcie, a nie tylko przed. 

  • *ale oczywiście, gdy macie wątpliwości, warto szukać pomocy i rzeczy, które ułatwią Wam adaptację 🙂

 Image by  Jim Wellington

 

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *