Miałam kilkanaście lat. Nie wiem dokładnie ile. Byliśmy w Chorwacji na campingu, w starym gaju oliwnym, w którym pod namiotem można znaleźć węża albo skorpiona, a pod prysznicem wgapia się w twoje nagie ciało siedząca pod sufitem koszatniczką.
Któregoś dnia w zupełnych ciemnościach poszliśmy na nieodległe wysypisko śmieci. Ja, mój tata i moi bracia. Ściskaliśmy w rękach latarki. Kiedy stanęliśmy na wysypisku , wstrzymując oddech ze smrodu, ale też z napięcia, otoczyła nas ciemność. Ale nie cisza. Dookoła rozlegało się sapanie, drapanie w śmieciach i dziwne piski. Byliśmy otoczeni przez kojoty. Staliśmy chwilę nasłuchując i starając się nie oddychać. A potem nagle , wszyscy na raz zapaliliśmy latarki. Nie udało nam się ich policzyć – były za szybkie i było ich zbyt wiele.
Pamiętam jak tej nocy długo jeszcze wierciłam się w namiocie nie mogąc zasnąć z przejęcia, z zachwytu nad szybkimi, zwinnymi ciałami tych obcych mi zwierząt, ciemnością nocy, świeżością morskiej bryzy przetykaną zapachem rozgrzanych słońcem pini i widokiem gwiazd na tle czarnego, czarnego nieba.
Radość, przygoda, piękno, delikatny dreszczyk strachu w kontraście swojej małości i ogromu tego, co napotykam. To wszystko składa się na Zachwyt.
Czytałam jakiś czas temu ładny artykuł o Zachwycie (tu). Zaczyna się od twierdzenia, że prawdopodobnie to najmniej doceniana emocja, choć ja chyba pokusiłabym się o słowo stan. Nic w tym dziwnego, skoro tak bardzo koncentrujemy się na co dzień na tym, jak zadbać o złość, smutek i lęki – swoje albo naszych bliskich. I skoro takimi silnymi emocjami bombardują nas media, gdyż zachwytu zza kartki, szyby czy ekranu, nie tak łatwo doświadczyć. A może jest tak, że podchodzimy do tego od złej strony, może gdyby w naszym życiu było więcej zachwytu, byłoby nam łatwiej z resztą rzeczy.
Tłumacząc po swojemu ze wspomnianego tekstu – psycholog Datcher Kaltner mówi:”
Dzięki zachwytowi mamy w sobie więcej ciekawości niż krytycyzmu. Stajemy się bardziej nastawieni na współpracę, pokorni, altruistyczni i skłonni do dzielenia się. […] Uspokaja nasz mózg i zmniejsza stany zapalne.”
Ja bym dodała, że dla mnie zachwyt jest drogą do dotykania tego, co jest większe ode mnie, na co dzień niedotykalne, co wypełnia mnie równoczesnym drżeniem, radością i podziwem. Do spotkania z Transcendentnym. Zachwyt to coś co napełnia moje życie treścią i wartością i pozwala mieć nadzieję na lepszy świat.
Piszę o tym dzisiaj, jeszcze nocą, gdyż jest 6 dzień stycznia, który jest Świętem Epifanii czyli Objawienia, bo myślę, że nie ma Objawienia bez Zachwytu i być może każdy Zachwyt jest tak naprawdę kawałkiem Objawienia (co być może czyni mnie heretyczką).
Noworocznie chcę Wam życzyć zachwytu dla Was samych i Waszych dzieci. Szukania go w gwiazdach, dziecięcym śmiechu, smaku potraw, szmerze strumienia i pod kamieniem. W praktykach uważności i wdzięczności. Życzę Wam podejmowania świadomych decyzji i tworzenia warunków do przeżywania Zachwytu. Może nie zawsze uda się go spotkać, może nie zawsze wyda się, że oto unosi się ta dziwna zasłona, przez którą nie da się przebić samym mózgiem. Ale na pewno jeśli podejmiecie ten wysiłek będzie zdrowsi i szczęśliwsi.
*Zdjęćie moje, z samotnej wyprawy w poszukiwaniu regulacji i zachwytu, Śnieżne Kotły, wrzesień 2020.