Historia taka: jesteśmy w Biedronce w kasie, uwijamy się szybko, bo jest duża kolejka. Na taśmie ląduje obok reszty zakupów, obiecane jajo-niespodzianka. Młody i sympatyczny pan kasjer podaje je Łucji prosto do ręki, mówiąc z uśmiechem „proszę”, na co odpowiada: „Dzięki”. Mnie rozpiera duma, że tak ładnie potrafi się zachować, ale zawsze może być lepiej przecież… Więc pakując zakupy tłumaczę jej, że „dzięki” to się mówi, jak się kogoś zna, a jak nie to lepiej powiedzieć „dziękuję”. Płacę. Odchodząc od kasy słyszę siebie mówiącą do kasjera „dzięki” i jego zduszony śmiech.
krótkie formy rodzicielstwo