Korzystając z pięknej sobotniej pogody zapakowaliśmy sanki i wybraliśmy się do lasu. Większość drogi Łucja jęczała i wyła w foteliku, że ona nie chce do lasu, tylko do parku/na łąkę, a najlepiej do domu. Próby logicznej rozmowy były średnio udane. Tłumaczę, że jak znajdziemy dobrą łąkę, to pójdziemy tam, na co ona z wyraźną pretensją mówi:
– Bo ten las to już jest uzgodniony!
– No, tak jest uzgodniony, przecież w domu chciałaś. A co Ty też chciałabyś mieć głos?
– Ale pamiętaj, że mama i ja też mamy głos… – mówi Bartek
– No właśnie kochanie, Ty masz jeden głos, tata ma jeden i ja mam jeden…
– Ja nie mam głosu, ja mam płacz – wybucha Łucja
– No pewnie – mówię na wpół rozbawiona – płacz jest silniejszy od głosu, ale trochę nieelegancko załatwia się rzeczy płaczem.
Łucja nie odpowiada tylko nasila jęczenie. Nagle Bartek mówi:
– A co Ty myślisz, że my nie mamy płaczu, tylko głos? Ja też mam płacz. I zaczyna jęczeć za kierownicą – Łucjaaaaa… ja już dłużej tego nie wytrzymaaaam, ile można tak jęczeć… Mieliśmy jechać do lasuuu.. buuu… łeee

Skończyło się głośnym wybuchem śmiechu. Spacer był udany, trochę lasu, trochę łąki, trochę sanek i trochę biegania. I co by nie mówić – głos z płaczem to jednak ciężko się dogadują.

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *