Niedawno na placu zabaw obserwujemy z Łucją następującą, dobrze wszystkim znaną scenę. Chłopiec (na oko 4 lata) przyszedł z tatą. Zachowuje się dość nieznośnie, konfliktuje z innymi dziećmi i nie chce podporządkować ojcu. Tata natomiast zupełnie nie wie, co ma zrobić i straszliwie się miota, biegając za małym po całym placu zabaw i wykrzykując „zostaw! przestań! bo idziemy do domu!”.
I nagle moja córka, siedząc w piaskownicy pyta na tyle głośno, że wszyscy usłyszeli:
„Mamoo, a dlaczego ten pan tak mówi ciągle 'Idziemy do domu, idziemy do domu!’ i nie idą?”
Lekko się zaczerwieniłam i nie udzieliłam odpowiedzi, czego rychło pożałowałam, bo Łucja parę dni później wpadła na pomysł, żeby sprawdzić czy może ja też będę tak ciągle mówić, czy rzeczywiście wrócimy do domu, jeśli będzie krzyczeć na dzieci.
Najważniejsze to konsekwencja. Jak idziemy do domu,to idziemy do domu,nie? 😉
U nas konsekwencja nie zawsze jest najważniejsza, ale jak mamy taką kategorię jak „umowa”. I umowa to już umowa, jej się trzymamy.