Na warsztatach i w paru rozmowach spotkałam się ostatnio z opiniami, że “rodzicielstwo bliskości podoba nam się , ale nie do końca”. Okazuje się, że wiele osób uważa, że jest to nurt trochę zbyt radykalny, w którym rodzic MUSI robić bardzo wiele rzeczy, ponieważ inaczej będzie złym rodzicem. A co musi? Z całą pewnością karmić piersią do piątego roku życia, spać razem z dzieckiem – do jedenastego i oczywiście nosić je w chuście, aż mu plecy z bólu odpadną i wyląduje u fizjoterapeuty. Do tego poświęcać się do granic możliwości, pozwalać dziecku na wszystko, równocześnie nie okazując za grosz uznania dla jego osiągnięć, bo przecież – chwalić nie wolno.
Jestem trochę zdziwiona, bo zupełnie nie tak wygląda rodzicielstwo bliskości, które ja znam. I przeraża mnie, że ktoś je w taki sposób przedstawił moim rozmówcom. Ale może po kolei… Czym w ogóle jest to słynne rodzicielstwo bliskości, jeśli nie tymi wszystkimi rzeczami, które lekko podkolorowałam powyżej?
Przywiązanie
Po pierwsze rodzicielstwo bliskości nie jest czymś wyssanym z palca, ale koncepcją, która powstała na gruncie badań naukowych nad stylami przywiązywania się dzieci do ich opiekunów. Jeśli dziecko jest wychowywane w poczuciu bliskości, przez rodziców, którzy są dla niego dostępni emocjonalnie i wrażliwi na jego potrzeby, to wykształca się między nimi bezpieczna więź, nazwana bezpiecznym stylem przywiązania. I właśnie ta więź ma kluczowe znaczenie dla tego, jak dziecko będzie sobie radziło emocjonalnie i społecznie. A więc w znaczącym stopniu kształtuje całe jego przyszłe życie! Jakiekolwiek funkcjonowanie w przestrzeni społecznej, tworzenie stabilnych związków, radzenie sobie z trudnościami, nawet przebieg kariery zawodowej naszych dzieci w dużym stopniu zależy od tego, jak będziemy z nimi postępować w pierwszych latach ich życia. Oczywiście, jeśli coś pójdzie nie tak i u dziecka wykształci się inny niż bezpieczny wzór wchodzenia w relacje, nie jest ono z góry skazane na porażkę – nawet u dorosłych może się to zmieniać, jeśli tylko nawiążą zdrowe więzi z innymi.
Jak wykształcić bezpieczną więź z dzieckiem?
I tutaj możecie się zdziwić, ale teorie przywiązaniowe nie serwują nam tysiąca zasad. Tak naprawdę mówią tylko o trzech podstawach:
- Zaspokajaniu potrzeb dziecka w atmosferze miłości i szacunku. Mówiąc o potrzebach myślimy tu jednak nie tylko o jedzeniu, higienie czy spaniu, ale również dotyku i obecności.
- Braniu odpowiedzialności za własny dobrostan, odnalezienia harmonii i poczucia szczęścia we własnym życiu. Równocześnie ważne jest, żeby na dziecko być wewnętrznie gotowym, bo inaczej taka harmonia jest niezwykle trudna do osiągnięcia.
- Ustalaniu zdrowych granic dla każdego członka rodziny i branie w tym pod uwagę punktu widzenia dziecka.
I chociaż na dalszym etapie rozważań te zasady się często rozszerza i dookreśla, rekomendując jedne rzeczy, a odradzając inne, to sam twórca pojęcia “rodzicielstwo bliskości” – William Sears, uważa, że niczego więcej restrykcyjnie trzymać się nie trzeba. Jego zdaniem, rodzic musi sam odnajdywać drogę do bliskości ze swoim z dzieckiem.
Co więcej, jeśli spojrzycie na te zasady, to zobaczycie, że odmiany rzekomego rodzicielstwa bliskości, w którym dziecko może robić co chce, a rodzic staje się przez to“zajechany” do nieprzytomności są jakimś wynaturzeniem, ponieważ pamiętają tylko o pierwszej zasadzie, zapominając o ograniczających ją dwóch pozostałych.
A co z tym całym spaniem razem, długim karmieniem, chustonoszeniem?
To wszystko są piękne rzeczy, które pomagają budować bliskość, zresztą ich wartość również jest poparta badaniami (nad czym nie będę się jednak rozwodzić, bo powstanie strasznie długi elaborat :). Dla mnie były one naturalne i przede wszystkim praktyczne. Dopóki karmiłam, to moja córka wstawała 4-5 razy w nocy i spanie razem ratowało mnie przed chronicznym niewyspaniem. Chusta sprawdzała się, gdy nie chciała jeździć w wózku, gdy chodziliśmy na wycieczki, gdy nie chciało mi się pchać z wózkiem do tramwaju, albo wtedy, gdy drastycznie potrzebowałam odkurzyć, a mała płakała. Długie karmienie piersią ratowało nas przy dwóch jelitówkach i wyjazdach. I każda z tych rzecz przynosiła nam bardzo wiele radości. Dlatego zawsze szczerze je polecam.
Nie jest jednak tak, że są to jakieś klucze do stworzenia więzi. Bywają dzieci, które nie lubią chust i takie, które same odstawiają się szybko od piersi. I niekoniecznie musi to być związane z tym, że rodzic robi coś źle. Są też rodzice, którym nie odpowiada spanie w jednym łóżku, albo noszenie małego wiercipięty w upale. I to też nie znaczy, że są złymi rodzicami, albo nie stworzyli (czy nie stworzą) bliskiej więzi z dzieckiem.
Jeżeli zaczniemy traktować te wskazówki jak dogmaty, to zniszczymy ich wartość. Bo jeśli będziemy na siłę wsadzali dziecko, które nie ma na to ochoty, do chusty, to zaprzeczymy całej idei – budowania bliskości, wspólnego egzystowania w szacunku. A jeśli rodzic będzie zmuszał się do karmienia czy spania, kiedy budzi to w nim skrajne negatywne uczucia, to uczucia te w końcu przeniesie na dziecko. I niewiele zostanie z wytwarzania bliskości, atmosfery miłości i bezpieczeństwa…
Sedno
Dla mnie istotą rodzicielstwa bliskości jest poważne traktowanie dziecka, które od chwili narodzin jest równoprawnym członkiem rodziny – dostrzeganie jego potrzeb, szybkie reagowanie. Szacunek do niego, jako do drugiej ludzkiej istoty, która ma swoje pragnienia, wolę, emocje i – wypływający z tego szacunku sposób rozmawiania, a nawet ustalania reguł rodzinnych. Ale też patrzenie na siebie samą w podobny sposób, bo bez zadbania o siebie, nie będę w stanie tego stosować. Nie potrzebuję więcej żadnych zasad ani mądrości. U innych szukam już tylko wsparcia i inspiracji.
Ale jak to…?
Jeśli właśnie zastanawiasz się jak to możliwe i myślisz, że czytałeś o czymś zupełnie innym, to wydaje mi się, że może natknąłeś się na informacje w złym miejscu. Pamiętam, że moje pierwsze spotkanie z rodzicielstwem bliskości mnie nie zachwyciło. To były jakieś wyrywkowe, krótkie artykuły z problematycznymi hasłami, bez zarysowania głównego przesłania. Ale są osoby, które przekonały mnie do tego nurtu, sprawiły, że odnalazłam w nim miejsce dla naszej rodziny, a i też dużo ulgi, bo wbrew pozorom w rodzicielstwie bliskości, bardzo łatwo być… wystarczająco dobrym rodzicem.
I dlatego, nawet tym zrażonym, szczerze polecam:
Jesper Juul
Agnieszka Stein
Małgorzata Musiał