– Kiedy przyjdzie [moja opiekunka] ? – pyta Łucja po raz kolejny któregoś dnia
– Najwcześniej za tydzień, mówiłam ci.
– To straaaasznie dłuuugo – wydobywa z siebie jęczący odgłos rozpaczy. Wiem, że długo, dla mnie też to długo, bo mam skurcze, bałagan i pracę. I lekko skaczący nastrój końcówki ciąży.
– Długo. No ale ja nie mam na to wpływu, kochanie!
– Mamo, mamo no! No wiem, że nie masz wpływu na to. Ja chcę tylko tak powiedzieć to, że to długo i że ja tak nie chcę! Wiem, że nie zrobisz nic z tym.
A ja słyszę w sobie, jak mój mózgu tłumaczy to używając przedziwnej mieszanki znanych mi zdań “Mamo, mamo no ku…! Uczysz się tego ósmy rok w szkole i na kursach i wszystko jak w krew w piach”. Empatia. Bycie razem. Towarzyszenie sobie w emocjach. Nigdy nie przestanę się tego uczyć. I nie wiem czy wiele pomogą mi w tym kursy. Nawet te z psychologii. Bo najwięcej o tym odkrywam chyba jednak w kontakcie z moją córką.
Empatia to nie jest robienie za kogoś ani rozwiązywanie nierozwiązywalnego. To nie jest wkurzanie się, kiedy nie da się nic zrobić z problemem. To nie jest dawanie rady. Empatia to jest zwykłe bycie obok, słuchanie. To chęć na to, żeby być przez chwilę całemu dla drugiej osoby, w gotowości do przyjęcia jego emocji, jego trudności, jego myśli.
Zatrzymuję się otrzeźwiona, przestaję sprzątać i patrzę jej w oczy. Uspokajam emocje i wybieram bycie obok.
– No tak. Przepraszam. Chciałabyś, żebym to usłyszała tylko tak?
– No, bo tydzień to jest strasznie długo!
– No. Tydzień to długo.
– No i ja nie lubię czekać.
– Wiem, nie lubisz czekać. A chciałabyś się już z nią zobaczyć.
– No, no właśnie. No. – uśmiecha się i wybiega z pokoju. Spokojna, wysłuchana. 10 sekund empatii.