Czytając książkę Ekmana “Dlaczego dzieci kłamią?” znalezioną w bibliotece (i wypożyczoną bez chwili zastanowienia, bo przecież Paul Ekman wielkim badaczem był) miałam zamiar coś napisać, ustosunkowując się do niej. Ale trochę nie było okazji i pojawiły się nowe myśli, tak że chciałam odpuścić ten temat. Do wczoraj.

Wczoraj Łucja huśtając w parku zaczęła opowiadać pani stojącej obok ze swoim dzieckiem o tym, jak weszła na wysokie, linowe drabinki tuż obok. Pani wyraziła swoją wątpliwość i spojrzała na mnie pytająco, na co Łu stwierdziła, że wtedy była w parku ze swoją opiekunką, która stała tyłem i nie widziała tego. Na co Pani zaczęła kierować do Łucji długie przemówienie składające się głównie z “kłamiesz, wiem, że kłamiesz”, “oliwa sprawiedliwa na wierzch wypływa”, “kiedyś dowiemy się prawdy i pożałujesz, i będzie Ci wstyd, więc lepiej teraz sama się przyznaj”. Stałam obok w z otwartymi ustami, zastanawiając się czy coś powiedzieć, jednym okiem obserwując niezwykle wzburzoną Panią, a drugim sprawdzając, co się dzieje z moim dzieckiem. Pani zabrakło w końcu tchu, stwierdziła, że jest gorąco, zabrała swoje dziecko i odeszła.

Wtedy Łucja też stwierdziła, że nie ma ochoty się już huśtać i pobiegła na  wspomnianego wielkiego, linowego pająka, na którego zaczęła się wspinać z większym zapałem niż zazwyczaj… żeby po mniej więcej 30 sekundach z niego spaść. Przybiegła z wielkim płaczem, krwawiącą wargą i otartą liną ręką. Tuliłam i tuliłam, odpowiedziałam na standardowe pytania (czy się zagoi i kiedy), a na koniec usłyszałam:
– Mamo wiesz, bo nie bardzo aż tak bardzo…
– Nie? To czemu tak płaczesz?
– Bo mi przykro… Bo chciałam wejść na samą górę i udowodnić, że potrafię. A teraz ta pani widziała, że spadłam.

Strasznie dla mnie ta sytuacja jest skomplikowana i zawiła. Myślę o tym, jak dorośli potrafią przejmować się tym, że ich w opinii dzieci kłamią i jak mało sensowne kroki wtedy podejmują. Kiedy czytałam o “kłamaniu” dzieci (zarówno wspomnianego Ekmana, jak i trochę w internecie), to wydawało mi się, że są trzy powody, dla których rodzice uważają, że ich dzieci powinny zawsze mówić “prawdę”

  1. bo inaczej w przyszłości będą kłamać,
  2. bo to niszczy zaufanie w relacji / więź,
  3. bo kłamstwo jest moralnie złe.

Muszę przyznać, że ze wszystkimi tymi powodami mam problem. Z pierwszym taki, że są pewne rzeczy, które pojawiają się albo wykształcają rozwojowo. A 4-5 latki zwyczajnie opowiadają wymyślone historie – o tym gdzie były, co zrobiły, albo że ich tata w nocy zmienia się Batmana. Tymczasem dorośli z jakichś powodów czasem przyjmują je z rozbawieniem, a kiedy indziej starają się za wszelką cenę skonfrontować z rzeczywistością i udowodnić dzieciom, że kłamią. Dla mnie to jest taka sytuacja, jak powtarzane milion razy dziennie przez uczącego się autonomii dwulatka “nie”. To zachowanie, które jest dziecku po coś i coś w nim wykształca. Myślę też o tym, że nikt z nas nie mówi zawsze “prawdziwej prawdy”, podbarwiamy różne historie, zatrzymujemy dla siebie pewne informacje – i tak jest lepiej, bo tego często wymagają normy społeczne albo zwyczajna troska o drugiego. Czasem robimy to, żeby poczuć się lepiej i wyolbrzymiamy nasze sukcesy. Tylko nam jest łatwiej odnieść się od rzeczywistości. A przedszkolne dziecko dopiero uczy się funkcjonować w tym co jest “naprawdę” i “wymyślone” i jego “nieprawdziwe historie” po części temu służą. Więc naprawdę, kiedy moje dziecko opowiada, że weszło na szczyt drabinki linowej, na które wejść nie mogło, nie boję się, że w przyszłości zostanie mitomanem albo oszustem.

Po drugie, jak słyszę od mojego dziecka, że zjadło choć tak wcale nie jest, też nie traktuję tego, jako czegoś co niszczy naszą relację i narusza zaufanie. Bo wiem, że tak mają małe dzieci. Trochę absurdalna jest też dla mnie próba ochrony relacji przez zmuszanie dziecka do prawdomówności poprzez sposoby, które same w sobie są dla niej niszczące i burzą zaufanie dziecka do rodziców. Dlatego drugiego z wymienionych powodów też nie kupuję. Trochę jakby się kazało dziecku budować nasze zaufanie do niego, jednocześnie samemu go nie okazując – bo przecież podważając jego opowieści.

Z problemem moralności jest mi najtrudniej, bo bardzo ciężko stworzyć definicję kłamstwa – kiedy coś jest kłamaniem a kiedy nie i jak do tego mają się intencje i świadomość. Bo kiedy w przypadku małego dziecka spojrzymy z perspektywy tego, jaką ono może mieć świadomość tego, że nie mówi prawdy i jaki jest właściwie jego zamiar, to robi się jeszcze bardziej zagmatwanie.

Dlatego koniec końców wybieram zaufanie Łucji, która parę tygodni temu powiedziała mi: “No wiesz, jak kłamią to jest po prostu najbardziej mądra rzecz wtedy, co wymyślą.” I dlatego myślę, że zanim zaczniemy się zastanawiać, czemu dzieci kłamią i co z tym zrobić, może warto poświęcić chwilę, żeby zapytać samego siebie, czemu właściwie uważam, że to problem, w czym mi to tak bardzo przeszkadza i czego tak bardzo się boję.

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *